26 grudnia redaktor Łukasz Warzecha, najbardziej znany z tekstów publikowanych na łamach Rzeczpospolitej i Do Rzeczy, zacytował na Twitterze wpis konta Martina Demirowa.
Wpis w ciągu trzech dni zobaczyło ponad 100 tysięcy użytkowników serwisu i otrzymał on 638 polubień. Konto Demirowa to jeden z największych kanałów szerzących pro-rosyjską i anty-ukraińską dezinformację. Zacytowany przez Warzechę tweet nie należy do najbardziej kontrowersyjnych – pojawiają się w nim jedynie opinie gen. Waldemara Skrzypczaka, poddające w wątpliwość Ukraińskie szacunki dotyczące ofiar po stronie rosyjskiej. Nie zmienia to jednak faktu, że dziennikarz uwiarygodnił konto znane z rozprzestrzeniania dezinformacji.
Konto Martina Demirowa w znaczącej większości opiera się na szerzeniu anty-ukraińskiego przekazu. Demirow regularnie przypisuje narodowi ukraińskiemu i prezydentowi Zeleńskiemu nazizm, czy też oskarża Ukraińców (i Zachód, w tym zwłaszcza prezydenta USA, Joe’a Bidena) o sprowokowanie i wywołanie konfliktu.
Jednym jest jednak publikowanie tendencyjnych treści, w których autorzy wyrażają opinię a drugim jest szerzenie dezinformacji, również wszechobecnej na profilu Demirowa. Jednym z przykładów jest opublikowanie filmu zatytułowanego: „Zajęcia dla szkół średnich na ukrainie” (pisownia oryginalna). Po szybkiej analizie odwróconym wyszukiwaniem obrazu, doszliśmy do informacji, że film, który powstał w 2017 roku nie był „zajęciami dla szkół średnich”. To inscenizacja, o której głośno było 5 lat temu w dużych rosyjskich mediach, a sam materiał został nagrany przez grupę aktywistów. Pełnił on funkcję happeningu, promującego sprzedaż patriotycznej gazety. Trudno jest jednoznacznie określić, jakie są przyczyny siania tak jawnej pro-rosyjskiej dezinformacji na profilu Martina Demirowa. Nie można wykluczyć scenariusza, według którego może mieć ona bezpośrednie powiązania z działaniami rosyjskich służb.
Nie mamy wątpliwości, że udostępnianie przez znanego dziennikarza konta rozpowszechniającego rosyjską propagandę jest wyjątkowo szkodliwe. Niestety to nie pierwsza sytuacja, w której opisujemy działalność Łukasza Warzechy.