W świetle obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej „Chrońmy Dzieci”, która w ostatnich tygodniach jest jednym ze sztandarowych projektów politycznych Zjednoczonej Prawicy, debata dotycząca problemu seksualizacji dzieci ponownie zagościła w polskiej przestrzeni publicznej. Powołując się na badania Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego osoby odpowiedzialne za tę inicjatywę argumentują, że „wczesne zetknięcie się dzieci z materiałami i zachowaniami o charakterze seksualnym lub przemocowym może spowodować, że przez całe życie będą one miały trudności w rozwoju seksualnym oraz w budowaniu bliskich relacji”.
Choć politycy koalicji rządzącej z uporem twierdzą, że projekt ma charakter ściśle obywatelski, przedstawiciele innych opcji poddają to w wątpliwość i traktują inicjatywę jako narrację do pewnego stopnia zastępczą, mającą zakryć inne problemy rządu, m.in. te związane z problemami dotyczącymi pozyskania funduszy z KPO. Dali temu wyraz w debacie, którą 7 maja Mirosław Suchoń (Polska 2050), Małgorzata Popracka (kancelaria Prezydenta RP), Sebastian Kaleta (wiceminister sprawiedliwości, Suwerenna Polska), Krzysztof Paszyk (PSL) i dr Maciej Gdula (Nowa Lewica) stoczyli w ramach nadawanego na stacji TVP Info programu Woronicza 17. By potwierdzić swoje teorie, politycy opozycji przypominają, że za projektem intensywnie lobbują prezes PiS Jarosław Kaczyński i Marszałkini Sejmu Elżbieta Witek, a do składania podpisów zachęca cała rzesza polityków partii rządzącej. Projekt zdaniem opozycji ma więc mieć więc stricte instrumentalne założenie pomocy Prawu i Sprawiedliwości w kampanii przed wyborami parlamentarnymi.
Na zarzuty o temacie zastępczym politycy odpowiadają twierdzeniem, że to nie Zjednoczona Prawica stoi za debatą w sprawie seksualizacji dzieci, a została ona wywołana (słusznym) oporem wobec projektu „Deklaracji LGBT+” Warszawy, pod którą w 2019 roku podpis złożył w lutym 2019 roku.
Problem wywołał Rafał Trzaskowskie w 2019 roku, podpisując kartę LGBT, w której jasno wskazał, że będzie wspierał to, żeby edukatorzy seksualni wchodzili do warszawskich placówek edukacyjnych od przedszkoli, opierając swój program na tzw. wytycznych WHO, czyli takiego dokumentu […], który wskazuje, że dzieci już w przedszkolu powinny być zachęcane do masturbacji, do poznawania swojej płciowości”
Sebastian Kaleta (Suwerenna Polska), 21:30
fałsz: Dokument WHO w żadnym miejscu nie sugeruje zachęcania do masturbacji czy uczenia masturbacji w praktyce, co próbuje insynuować prawica. Krytycy Deklaracji powołują się jednomyślnie na jeden konkretny dokument, „Standardy edukacji seksualnej w Europie, podstawowe zalecenia dla decydentów oraz specjalistów zajmujących się edukacją i zdrowiem”. Zgodnie z analizą stowarzyszenia Demagog, jakiekolwiek tezy mówiące, o zachęcaniu dzieci w wieku przedszkolnym do masturbacji są nieprawdziwe.
Bardziej zbliżone do prawdy zdają się być twierdzenia innego gościa programu, Krzysztofa Paszyka reprezentującego Polskie Stronnictwo Ludowe. By potwierdzić, że walka z domniemaną seksualizacją dzieci jest tematem zastępczym, wymienia on poważniejsze problemy bardziej trapiące polski system edukacji.
Co drugie dziecko dzisiaj w wieku szkoły podstawowej, według danych które niedawno publikowano, mas szereg problemów, lęków, obaw związanych ze swoim funkcjonowaniem.
Krzysztof Paszyk (PSL), 14:20
nieweryfikowalne: Zgodnie z danymi pozyskanymi przy tworzeniu raportu „Młode Głowy”, wydanego przed niecałym miesiącem przez fundację Unaweza, rzeczywiście w przybliżeniu połowa młodych ludzi zmaga się z problemami dotyczącymi codziennego funkcjonowania. 56% młodych osób uważa czasami, że są „do niczego”, a 44,5% badanych „uważa, że nie wiedzie im się w życiu”. Jednocześnie należy zaznaczyć, że grupą badawczą przy raporcie były również osoby uczęszczające do szkół średnich (choć grupa ta była mniejszością). Jednocześnie eksperci wskazują na pewne wątpliwości związane z metodologią przeprowadzania badań, które zostały następnie wykorzystane przy opracowywaniu raportu.
Wypowiadanie się w kwestiach związanych z rozwojem młodych ludzi zobowiązuje do wrażliwości i skutecznym zapoznaniem się z omawianym tematem. Tym bardziej, jeżeli jest się politykiem decydującym do pewnego stopnia o tym, jakie wzorce wpajane będą dzieciom na etapie kształtowania ich charakteru. W dalszym ciągu niestety politycy zbyt często mają problemy z właściwym zrozumieniem tego z jak wrażliwą kwestią mają w swojej pracy do czynienia.