📣 Tekst zatytułowany „Unia Europejska wystawiła rachunek” to kolejny z serii dezinformujących materiałów mających wzbudzać anty-unijne nastroje.
Po ostatnim opracowaniu tekstu Tomasza Cukiernika czas zabrać się za Łukasza Warzechę, który w tym samym „Do Rzeczy” powiela fałszywą narrację – obarczającą Unię Europejską wzrastającymi kosztami energii oraz gazu.
Cena gazu nie jest winą Unii Europejskiej.
W tekście Warzecha stanowczo twierdzi, że wzrost cen gazu ma źródło w unijnej polityce klimatycznej. To nieprawda. Za wzrost cen odpowiada nagły wzrost zapotrzebowania na gaz na rynkach światowych, wynikający z ożywienia gospodarczego oraz działania Rosji, która jest głównym dostawcą gazu do UE a w ostatnich miesiącach obniżyła wielkość dostaw.
Ponadto Łukasz Warzecha zdaje się nie zauważać, że cena gazu dotyka nie tylko kraje UE i wzrost cen gazu jest globalny, oraz tego że Unia Europejska nie reguluje cen surowców na rynkach światowych.
Warzecha sugeruje też, że zależność między wysokimi rachunkami za gaz a polityką klimatyczną wynika z traktowania przez UE gazu jako paliwa przejściowego. Błąd w rozumowaniu polega na tym, że UE nie nakłada żadnego obowiązku korzystania z gazu na państwa członkowskie, bo unijne przepisy w ogóle nie ingerują w krajowe miksy energetyczne. Polska nie ma obowiązku budować Ostrołęki C na gaz, jeśli ten projekt ma być nieopłacalny. Może zamiast tego wybudować OZE, np. wiatraki na lądzie, których opłaty za emisje nie dotyczą – na takie inwestycje uzyska jeszcze od UE finansowe wsparcie.
W Polsce w tej chwili energii z gazu wytwarza się niewiele, ale są plany znacznego zwiększenia udziału gazu, których nie narzuca nam UE, tylko pochodzą one od polskiego rządu. Polska ma „najambitniejsze” plany gazowe w całej UE – mimo wysokich i rosnących cen ETS, które sprawią, że większość planowanych projektów gazowych, zwłaszcza duże bloki energetyczne, okaże się nierentowna.
To jak jest z energią elektryczną?
Tu znowu Łukasz Warzecha twierdzi stanowczo, że winna jest polityka klimatyczna Unii Europejskiej. Zapomina tylko opowiedzieć o kilku ważnych aspektach. Zacznijmy więc od tego, że ceny uprawnień do emisji CO2 odgrywają pewną rolę, ale ich wpływ jest wielokrotnie niższy niż np. wpływ cen gazu z którego energia jest produkowana. Pokazuje to wykres (dane dla całej UE).
Oczywiście nadal ok. 70% miksu energetycznego Polski to węgiel. Warzecha twierdzi też, że cena uprawnień stanowi ponad połowę rachunku. Nie jest prawdą, że ceny uprawnień stanowią 59% rachunku za energię – ten procent to udział opłat ETS w koszcie samej energii, liczonym po cenie hurtowej. Koszt energii to mniej niż połowa rachunku za prąd – doliczane są do niego jeszcze opłaty dystrybucyjne, opłata mocowa trafiająca głównie do elektrowni węglowych, opłaty na rozwój OZE i kogeneracji (ok 10x mniejsze niż opłata mocowa), oraz VAT.
A więc w rachunku ceny uprawnień nie stanowią 59% a około 1/3 kwoty. I nie jest to „wina polityki klimatycznej”, tylko wina zaniedbań Polski, która od lat opiera się przed odchodzeniem od paliw kopalnych i rozwijaniem odnawialnych źródeł energii, mimo że cele i mechanizmy funkcjonowania ETS są doskonale znane.
ETS to instrument stworzony po to, by stopniowo wypychać z rynku paliwa kopalne poprzez zmniejszanie ich konkurencyjności wobec czystych źródeł. Po latach ignorowania tego faktu dziś płacimy nie za politykę klimatyczną, tylko za prowadzenie polityki energetycznej tak, jakby nie polityka klimatyczna istniała, mimo że od ponad 17 lat jesteśmy w UE i polityka klimatyczna była tam cały czas.
Najbardziej jaskrawym przykładem na to nieracjonalne działanie Polski jest fakt, że państwo zamierza do 2049 r. subsydiami podtrzymywać przy życiu kopalnie, generujące w tej chwili co roku straty liczone w miliardach złotych, oraz stworzyć Narodową Agencję Bezpieczeństwa Energetycznego, której funkcjonowanie również wymagałoby subsydiowania nierentownych węglowych elektrowni kwotą ponad 30 mld PLN w całym okresie jej funkcjonowania, a jednocześnie najtańsze źródło energii, które jest w stanie rozwijać się na zasadach rynkowych i bez subsydiów, czyli energetyka wiatrowa na lądzie, pozostaje zablokowane.
Poza tym nie możemy traktować opłat za emisje CO2 jako kosztu, który wyparowuje z Polski. Opłaty te trafiają one za pośrednictwem spółek energetycznych do budżetu państwa z założeniem, że wrócą do gospodarki i zostaną wydane (obecnie w co najmniej 50%, w przyszłości w 100%) na cele związane z transformacją energetyczną, czyli na uwolnienie nas od konieczności ponoszenia opłat za emisje w przyszłości. W ubiegłym roku do polskiego budżetu trafiło z tego źródła ok 25 mld PLN.
Warzecha powołuje się na nieaktualne dane.
Krytykując plan Fit for 55 i próbując przewidzieć przyszłość Łukasz Warzecha powołuje się na dane Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Problem w tym, że Raport PIE został opublikowany przed publikacją pakietu Fit for 55 i odnosi się do hipotetycznych rozwiązań, a nie do faktycznej propozycji KE, która ma całkiem inne założenia.
Podane w raporcie kwoty wynikają z przyjęcia do obliczeń aktualnej ceny emisji CO2 w systemie EU ETS i założenia, że budynki i transport będą w tym samym systemie ETS co elektrownie, huty itd. Propozycja Komisji przewiduje zupełnie inne rozwiązanie: stworzenie osobnego systemu opłat za emisje dla budynków i transportu drogowego, w którym początkowy pułap opłat byłby dużo niższy i nie generowałby szokowego wzrostu cen energii. Komisja Europejska proponuje jednocześnie utworzenie Społecznego Funduszu Klimatycznego, na którego konto trafiałoby 25% przychodów z tych opłat w całej EU, a Polska byłaby jego głównym beneficjentem. Fundusz miałby wspierać działania osłonowe skierowane m.in. właśnie do tych gospodarstw o najniższych dochodach, o które martwi się Warzecha.
Czy Polska może zarobić na transformacji energetycznej?
Warzecha twierdzi, że nie. Ale biorąc pod uwagę, że powołuje się na raporty które nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością – nie traktowalibyśmy jego prognoz poważnie.
Po pierwsze, Zielony Ład to ogromne transfery finansowe. O ile przychody budżetu ze sprzedaży uprawnień do emisji finansujemy my sami z własnych kieszeni, to jeśli chodzi o pozostałe mechanizmy finansowe – czyli środki Polityki Spójności, Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, Fundusz Modernizacyjny i Instrument na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności – jesteśmy beneficjentem netto.
Wejście na ścieżkę ambitnej transformacji to też szansa na większe inwestycje prywatne: przepisy UE dot. sektora finansów i tzw. taksonomia sprawią, że będzie coraz więcej inwestorów chętnych do inwestowania w zielone projekty i innowacyjne technologie, i coraz mniej chętnych do wspierania projektów dotyczących paliw kopalnych. Jeśli w Polsce będą dobre warunki do inwestowania na zielono, pojawią się też inwestorzy i pieniądze. Zielony Ład to też szansa na stworzenie setek tysięcy nowych miejsc pracy. Sama termomodernizacja budynków zgodnie ze strategią Fala Renowacji stworzy dziesiątki tysięcy miejsc pracy. Przy okazji zmniejszymy zapotrzebowanie budynków na energię, w ten sposób obniżając rachunki, i pozbędziemy się smogu, co odciąży ochronę zdrowia, która nie będzie musiała wydawać ogromnych pieniędzy na leczenie ludzi zapadających na choroby przez złą jakość powietrza. Do tego można też dodać zysk ze zwiększenia innowacyjności gospodarki – i koszt, jakim będzie utrata konkurencyjności, jeśli innowacje się tu nie pojawią bo postanowimy pielęgnować status quo.
Źródła:
https://ember-climate.org/commentary/2021/03/15/pep2040/
https://ember-climate.org/commentary/2021/10/14/soaring-fossil-gas-costs-responsible-for-eu-electricity-price-increase/
https://pie.net.pl/raporty/
https://ec.europa.eu/clima/eu-action/european-green-deal/delivering-european-green-deal/social-climate-fund_pl
https://instrat.pl/wp-content/uploads/2020/11/CE_Instrat_Monopol-weglowy-z-problemami_23.11.2020.pdf